Mimo, że już prawie trzy lata w Polsce obowiązują certyfikaty energetyczne budynków, temat ten ciągle nurtuje zarówno inwestorów indywidualnych, jak i całą szeroko rozumianą branżę budowlaną.
Budynek z paszportem?
Zgodnie z założeniami unijnej dyrektywy 2002/91/WE z dnia 16 grudnia 2002 r. i znowelizowanego „Prawa budowlanego” w Polsce, większość budynków powinna posiadać świadectwo charakterystyki energetycznej. Temu obowiązkowi podlegają budynki i mieszkania, które są sprzedawane lub wynajmowane oraz nowe obiekty oddawane do użytkowania. W zasadzie dokument ten (ważny 10 lat) powinien być traktowany jako uzupełnienie projektu budowlanego.
Po co nam świadectwo?
Najogólniej rzecz ujmując, certyfikat zawiera informacje dotyczące zapotrzebowania na energię, wyrażone poprzez kilka wskaźników, zatem jego głównym zadaniem jest określenie charakterystyki energetycznej nieruchomości. W tym celu wykorzystywany jest tzw. wskaźnik EP, czyli wskaźnik zapotrzebowania na nieodnawialną energię pierwotną, określający ilość kWh energii pierwotnej koniecznej do zaspokojenia w ciągu roku potrzeb związanych z użytkowaniem danej nieruchomości przypadających na 1 metr kwadratowy jej powierzchni. Innym powodem wdrożenia dyrektywy jest konieczność redukcji CO2 w nadchodzących latach, do której również obligują nas unijne rozporządzenia. Od 2020 r. wszystkie nowe budynki na terenie całej wspólnoty będą musiały spełniać zasadę Nearly Zero Energy. Oznacza to, że będą musiały zużywać „minimalny poziom energii", który zostanie określony przez Komisję Europejską. System certyfikacji pozwala zawczasu przygotować się na czekające nas zmiany.